Przejdź do głównej zawartości

O wygrywaniu.

Czytając, jak przeważnie rano, książkę z anegdotami, natrafiłam na taką oto historię.

Podczas trwania Igrzysk Olimpijskich Diogenes zauważył na jednej z ateńskich ulic tłum kibiców wiwatujących na cześć zwycięzcy w biegu długodystansowym.
- Powiedz mi, proszę - powiedział podchodząc do tryumfatora - czy zwyciężony był gorszy od ciebie?
- Cóż za głupie pytanie - odpowiedział zagadnięty. - Oczywiście, że gorszy. Przecież przegrał.
- No to z czego, głupcze, tak bardzo się cieszysz, jeśli pokonałeś gorszego od siebie? - ostudził go filozof.


Wywołała ona szereg rozmyślań na temat wygrywania, rywalizacji itd. Tak ostatnio na czasie u mnie. Wiecie, można dużo wiedzieć teoretycznie o tym, żeby nie wynosić się ponad innych, że ostatni będą pierwszymi, że Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje, ale jeśli nie zrozumiemy tego osobiście i nie zastosujemy w życiu, nic to nam nie pomoże.
Dzisiaj zrozumiałam z powyższej historii, że rywalizacja jest rzeczą ludzką, standardem tego świata. Zwycięstwo jednego zależy od przegranej drugiego i właściwie nie ma zwycięstwa bez ofiar. Zawsze będzie ktoś mniej lub bardziej poszkodowany. Ponadto rozumując jak Diogenes, jaka jest satysfakcja z pokonania kogoś gorszego, skoro było wiadomo, że nie miał szans? Dla udowodnienia sobie swojej wyższości, leczenia kompleksów? Czy nie jest to, jak to dobitnie stwierdził filozof, oznaką głupoty?
Boży standard jest zupełnie inny. Podobnie jak w maratonie, zwycięzcą nie jest ten, kto dobiegnie pierwszy, ale ten, kto bieg ukończy. Zatem zwyciężyć może każdy i nie ma lepszych ani gorszych w tym biegu. Aby to zrozumieć, Bóg ustanowił kościół i małżeństwo; chciał nauczyć nas, że zwycięstwo nie może być kosztem drugiej strony, ale sumą ustępstw obu stron.
Czytamy jednak w Biblii, że cały czas toczy się walka. Kto w takim razie jest naszym prawdziwym przeciwnikiem, jeżeli ustaliliśmy, że nie są to inni ludzie? Wiemy o najgroźniejszym przeciwniku, który krąży jak ryczący lew. Jednak czy uświadamiamy sobie, że równie potężnym przeciwnikiem jesteśmy my sami? Czy nie musimy każdego dnia staczać walki z naszymi myślami, które prowadzą nas do złych czynów; z naszym językiem, który wypowiada złe słowa; z naszymi emocjami, które sterują nami i miotają we wszystkie strony; z naszym ciałem, które jest leniwe, podatne na choroby, obolałe i nieposłuszne?
Lekceważenie przeciwnika jest poważnym niedopatrzeniem. Czy czasem nie upatrujemy przeciwnika tam, gdzie go nie ma, czyli w innych ludziach, a nie zauważamy rzeczywistego zagrożenia?

Apostoł Paweł napisał dobitne słowa i przedstawił w nich Boży standard wygrywania:

"I nie czyńcie nic z kłótliwości ani przez wzgląd na próżną chwałę, lecz w pokorze uważajcie jedni drugich za wyższych od siebie."
Fil.2,3




Bóg uczynił ludzi jak puzzle o różnych kształtach i kolorach, aby razem tworzyły piękną układankę. Jeden puzzle nie może być całą układanką. Każdy pojedynczy element jest potrzebny ze swoją odrębnością, aby dopełniać pozostałe. Naszym zadaniem nie jest wyszukiwanie u innych i zazdroszczenie im tego, czego sami nie mamy albo chwalenie się tym, co mamy, ale trwanie w układance i tworzenie pięknego obrazu, który został na nas namalowany. A trwanie jest możliwe dzięki uznaniu różnic i dopasowaniu we właściwym miejscu przez Kogoś mądrzejszego od nas.

Życzę wam dobrych zwycięstw i znalezienia swojego miejsca w Bożej układance.

Komentarze