Dzisiaj spotkało mnie pewne doświadczenie, które było dla mnie niczym uderzenie głową w słup. Wracałam wieczorem od koleżanki, z którą mam w piątki spotkania biblijne i tak się zagadałyśmy, że nie spostrzegłam, że uciekła mi kolejka do domu. Musiałam poczekać na dworcu zachodnim na następną. Miałam mieszane uczucia: zaczynał się szabat, a jedynym zacisznym miejscem była dworcowa poczekalnia. Nastawiłam się więc na przetrwanie pół godziny wśród pijaków i bezdomnych, martwiąc się, jak zachować w takim miejscu duchową atmosferę. To, co po chwili zobaczyłam, zaskoczyło mnie zupełnie: w poczekalni siedzi młody mężczyzna i rozmawia z bezdomnym z Biblią w ręku. Spojrzałam dalej i pojawili się kolejni ludzie, pochodząc do kolejnych bezdomnych, obejmując ich i rozmawiając. Nie wiedzialam, kim są, z jakiego kościoła, nie miałam odwagi podejść i zapytać o to, ale bardzo mnie to ucieszyło, co robili. Zawstydziłam się, przypominając sobie swoje zarozumialstwo. Ci ludzie stali się dla mnie ucieleś
Biblijne inspiracje dla niestrudzonych wędrowców na życiowych szlakach poszukujących żywego Boga.