Przejdź do głównej zawartości

O napominaniu.

Dzisiaj na lekcji szkoly sobotniej padla kwestia przyjmowania uwag i napomnienia. Wiemy, temat dla wszystkich trudny i nieprzyjemny. Nikt z nas nie lubi przyjmować uwag, dowiedzieć się, że wygląda się jakoś nieszczególnie, powiedzialo się coś niestosownego albo wręcz bardzo zlego. Czujemy się wtedy tacy glupi, nic nie znaczący, śmieszni i poniżeni. Szczególnie mężczyźni nie lubią uwag i udzielania rad, bo to niezwykle godzi w ich godność osobistą. Ale ogólnie wszyscy mamy z tym problem, a uwag się nie uniknie. No i co zrobić?
Pierwszym krokiem jest odróżnienie uwagi od zlośliwości. Tej ostatniej nie mamy obowiązku wcale sluchać ani się do niej stosować, bo intencja wypowiadającego byla z gruntu zla. Są jednak osoby, które przejmują się wszystkim, co o sobie uslyszą (np. ja ;) i niezwykle trudno im rozróżnić, co bylo uwagą, a co zlośliwością.
Zauważcie, że o wiele latwiej nam przyjąć uwagę od osoby, której ufamy i mamy do niej szacunek, a także wiemy, że zależy jej na naszym dobru.
My,kobiety, mamy to naturalne, że im bardziej kogoś kochamy i jesteśmy z nim związane, tym bardziej się o niego martwimy i chcialybyśmy go zmieniać, żeby byl jeszcze lepszy. Powoduje to wiele konfliktów i nieraz to, że druga strona wcale nie chce nas sluchać.
Pomyślmy, jakby to bylo prościei i latwiej, gdyby każdy z nas wypowiadal uwagi w taki sposób, że drugi by to przyjmowal i jeszcze nam dziękowal, że zrobiliśmy coś dla jego dobra. Jakże byloby prościej, gdyby te uwagi nas nie dotykaly i nie sprawialy, że czujemy się gorsi, ale żeby sprawialy w nas pozytywną zmianę.

Wniosek jest jeden: wszyscy potrzebujemy uczyć się od Chrystusa zarówno jak wypowiadać uwagi, jak i je przyjmować. Wszyscy potrzebujemy zbudować tak ścislą zależność od Niego, by nasza osobista wartość byla ukryta w Nim, tak by czuć pelną akceptację. Jezus byl tak związany z Ojcem, wiedzial, że Bóg go calkowicie akceptuje, więc nie mial żadnych oporów przed dokonaniem najbardziej poniżających zajęć, by ratować ludzi. Nic go nie moglo dotknąć ani zranić. Czy nie marzymy o tym?
Wszyscy mamy swoje wielkie i male kompleksy, każdy chowa w środku wrażliwe miejsce, którego wolalby, żeby nikt nie ruszal i nie dotykal. Każdy jest w środku kruchy i podatny na zranienia. Czy dlatego mamy się zamknąć przed światem, otoczyć murem obojętności, wystawić kolce ironii i palisadę krytykanctwa i tak wegetować za tym obwarowaniem przez cale życie? Cóż to za życie?

Padla dzisiaj taka myśl: módlmy się o to, żeby się nie obrażać, nie brać wszystkiego tak osobiście i mieć wlaściwe podejście do samego siebie. Bardzo tego potrzebujemy dla samych siebie i innych. Potrzebujemy być chronieni przez Boga od nas samych, od naszych destrukcyjnych zachowań i uczuć. Potrzebujemy uwolnienia. Niech to będzie naszym gorącym pragnieniem i modlitwą każdego dnia.

Komentarze