Przejdź do głównej zawartości

Ziemia święta i pustynia.

Dzisiaj miałam studium historii Mojżesza z jego wczesnych lat życia. Postać Mojżesza jest dla mnie niezwykła i za każdym razem odkrywam jakiś ciekawy wątek, aktualny dla mnie.

Mojżesz - cudownie uratowany, wybrany przez egipską księżniczkę, wychowywany na prawdziwego Egipcjanina, pokładano w nim wielkie nadzieje. Był jednym z najmądrzejszych ludzi, czekała go kariera, a może nawet rządy po faraonie. Mojżesz był wrażliwy, pamiętał, że pochodził z ciemiężonego ludu. Widział nieszczęście ludzi i ich cierpienie. Młody, gorliwy, wpadł na pomysł wyzwolenia Izraela własnymi siłami. Zabił Egipcjanina i zagrzebał go w piasku.
Jak się skończyły jego pomysły? Musiał uciekać z kraju na pustynię, z dala od bliskich. Utknął tam na 40 lat, założył rodzinę i pracował, pasąc owce swojego teścia i prowadząc spokojny, jednostajny żywot.
Dopiero po tej pustynnej szkole Bóg uznał, że wywietrzały mu z głowy jego pomysły i teraz jest zdany na Jego plan. Zresztą to było widać w rozmowie Mojżesza z Bogiem przy ognistym krzewie. Mojżesz nawet nie śmiał czegokolwiek zaproponować. Był pozbawiony wszystkiego, o czym kiedykolwiek marzył i pragnął. Dopiero Bóg krok po kroku pokazywał mu, co powinien robić. Tylko w zależności od Niego mógł realizować Boży plan.


Pomyślałam, jak bardzo nieraz nasze losy są podobne do losów Mojżesza. Bóg powołał nas do życia, obdarzył zdolnościami, talentami, postawił nas w odpowiedniej rodzinie i dał nam wszystko, co jest potrzebne do życia. Ponadto obdarzył nas rozumem, abyśmy podejmowali samodzielne decyzje. Wybieramy szkoły, do których chcemy iść, pracę, przyjaciół, sposób spędzania wolnego czasu itp. Bóg nie uczynił nas niemyślącymi istotami, które nie potrafią podejmować decyzji.Każdego dnia o czymś decydujemy.
Ale musimy przyjąć, że jest jakaś dziedzina w naszym życiu, która nie jest zależna od naszych decyzji i nasze próby realizowania tego własnymi siłami i pomysłami skończy się pudłem. To nieważne, że wszystko inne nam wychodzi: że wybraliśmy dobrą szkołę, że mamy dobrych przyjaciół albo dobrą pracę. Musimy zatrzymać się, zdjąć sandały i uznać pewien obszar za miejsce święte, którym chce rządzić Bóg.

Pomyśl: ile razy próbowałeś coś osiągnąć, a za każdym razem nie wychodziło? Ile razy powtarzałeś sobie, że tym razem będzie inaczej, że wreszcie poddasz to Bogu? Ilu Egipcjan już uśmierciłeś, a jednak nie udało się wyzwolić Izraela? Może czas uciec na pustynię, upokorzyć się przed Bogiem, usłyszeć Jego głos w płonącym krzewie i uznać swoje pomysły za głupie? Może to, co najbardziej Ci nie wychodzi, jest Twoją życiową misją, tylko musisz pozwolić Bogu, aby On tym pokierował?

Życzę wam głębokich wniosków. Ja swoje już znalazłam...

Komentarze