Przejdź do głównej zawartości

Przychodzą, zjadają, odchodzą...



Zainspirował mnie dawno oglądany film animowany "Dawno temu w trawie" i życie: swoje i innych, oraz przypadkowo znaleziona notka na czyimś blogu.

Sama siebie nie rozumiem.
Ciągle przed którymś z facetów uciekam, ciągle jakiegoś adorować próbuję, ciągle któregoś spławiam, ciągle tęsknię, ciągle próbuję zapomnieć i niezwykle często czuję igiełki w serduszku. Dziwna jestem. Jakbym nie mogła zadowolić się jednym facetem, jednym porządnym związkiem zamiast wielu byle jakich, które nawet na nazwanie ich "związkami" nie zasługuję. Chociaż... Gdybym miała faceta, z którym mogłabym coś takiego prawdziwego i mocnego stworzyć to na pewno rzuciłabym w cholerę te wszystkie "nie wiadomo co" i zajęła się w pełni tym jedynym, ale zanim go spotkam muszę czymś zająć czas. To strasznie brutalnie brzmi, ale tak- ja zapycham sobie czas tymi znajomościami. Zapycham czas i hartuję serce, przyzwyczajając je do porażek, zawiedzenia i cierpienia. Lekko masochistyczne? Ja chyba mam jakieś ciągotki w tym kierunku, chyba wyłącznie w strefie emocjonalno-uczuciowej. Oby. ;)
http://www.pospolita.e-blogi.pl/notka,2010,08.html

Zastanawiam się poważnie nad tymi i innymi problemami i stwierdzam, że wszelkie dylematy i błędy rodzące się wynikają z tego, że ludzie nie są dostatecznie uświadomieni. A nawet jeśli są, to i tak próbują rozwiązywać to po swojemu. Kiedy zauważą odrobinę zainteresowania z drugiej strony, jakiś błysk w oku, jakieś ciekawe rozmowy się pojawią, jakaś nić porozumienia, od razu zapala się w nich jakaś żarówka: ten! A że człowiek tęskni za bliskością, zrozumieniem, akceptacją, więc wchodzi w "związek" bez większego zastanowienia, na zasadzie "jakoś to będzie, a czy coś z tego wyjdzie, to się okaże". I korzysta z okazji, nawiązując bliskość fizyczną, wypowiadając słowa pełne uczuć, niekiedy bez głębszego pokrycia. Ale kiedy ma okazję poznać osobę z tej mniej przyjemnej strony, kiedy różne życiowe sytuacje pokazują prawdziwy charakter drugiej osoby, nagle rozum się budzi i zaczyna podpowiadać: trzeba się wycofać. Tylko, że zostały powzięte pewne niewerbalne deklaracje... Bowiem każdy głębszy kontakt fizyczny (przytulanie i całowanie, nie mówię o seksie, bo na tym etapie to oczywiste, że jest to wykluczone) jest rodzajem deklaracji i rodzi przywiązanie. A takie zrywanie deklaracji jest bardzo bolesne...
Oczywiście, każdy ma prawo do błędu i kiedy go widzi, lepiej, żeby się wycofał. Tylko... jeżeli raz po raz powtarza ten sam schemat, z którąś już z kolei osobą, czy to nie jest jakieś nienormalne? Czy w tym momencie nie należałoby zatrzymać się i powiedzieć: stop, co ja robię ze swoim życiem i życiem innych? Gdzie pobłądziłem, dokąd mam wrócić, żeby tych błędów nie popełniać?

Słowo Boże mówi:

"Czujniej niż wszystkiego innego strzeż swego serca, bo z niego tryska źródło życia!"
Przysłów, 4,23


Dlaczego? Ponieważ oddając swoje serce (tj. emocje, uczucia, zaangażowanie fizyczne, słowa i inne) nieodpowiedniej osobie, otrzymujemy je mniejsze o cząstkę, którą zostawiliśmy. Próbując tak raz po raz, stajemy się coraz ubożsi o część siebie i kiedy w końcu znajdujemy właściwą osobę, nie zostaje dla niej zbyt wiele uczucia, zbyt wiele cierpliwości, zbyt wiele wyrozumienia, zbyt wiele czystej otwartości, za to jest zbyt wiele zawodu, zbyt wiele porównań z przeszłości, zbyt wiele rozczarowań, zbyt wiele smutku...

Apeluję do was, kochani czytelnicy, i do siebie samej: bądźmy czujni i ostrożni. Przyjaźnijmy się z ludźmi, spędzajmy z nimi czas na dobrych, przyjemnych i pożytecznych rzeczach, poznawajmy siebie w różnych sytuacjach życiowych, uczmy się rozmawiać szczerze i w sposób czysty, ale trzymajmy serce (tj. emocje, uczucia, zaangażowanie fizyczne, słowa i inne) na wodzy i zachowajmy je dla tej jednej, konkretnej, właściwej osoby. A wtedy Bóg to pobłogosławi szczęściem, pokojem i radością na długie lata życia.

Komentarze