Zainspirował mnie dawno oglądany film animowany "Dawno temu w trawie" i życie: swoje i innych, oraz przypadkowo znaleziona notka na czyimś blogu. Sama siebie nie rozumiem. Ciągle przed którymś z facetów uciekam, ciągle jakiegoś adorować próbuję, ciągle któregoś spławiam, ciągle tęsknię, ciągle próbuję zapomnieć i niezwykle często czuję igiełki w serduszku. Dziwna jestem. Jakbym nie mogła zadowolić się jednym facetem, jednym porządnym związkiem zamiast wielu byle jakich, które nawet na nazwanie ich "związkami" nie zasługuję. Chociaż... Gdybym miała faceta, z którym mogłabym coś takiego prawdziwego i mocnego stworzyć to na pewno rzuciłabym w cholerę te wszystkie "nie wiadomo co" i zajęła się w pełni tym jedynym, ale zanim go spotkam muszę czymś zająć czas. To strasznie brutalnie brzmi, ale tak- ja zapycham sobie czas tymi znajomościami. Zapycham czas i hartuję serce, przyzwyczajając je do porażek, zawiedzenia i cierpienia. Lekko masochistyczne? Ja chyba mam ...

Biblijne inspiracje dla niestrudzonych wędrowców na życiowych szlakach poszukujących żywego Boga.