Przejdź do głównej zawartości

Niech święta trwają cały rok - coś lepszego niż Boże Narodzenie?



W okresie świąt otrzymuję zwykle trochę życzeń, co jest zadziwiające, że w czasach masowego spamu życzeniami na facebookowych tablicach ktoś jeszcze ma chęć wysłać sms-a czy wiadomość do pojedynczych osób. Zazwyczaj odpowiadam uprzejmie: "wzajemnie, wszystkiego dobrego”, chociaż nie obchodzę świąt Bożego Narodzenia i sama z siebie nie składam życzeń. Kilka lat temu napisałam na blogu posta „Dlaczego nie obchodzę świąt BN” i moje poglądy w tej kwestii się nie zmieniły. Nie zamierzam więc po raz kolejny tłumaczyć pochodzenia tych świąt ani udowadniać komukolwiek, że Jezus wcale nie urodził się w grudniu, bo to niemal wszyscy wiedzą. Wszyscy wyczekujący na tradycyjny hejt „Boże Narodzenie to pogańskie święto” będą pewnie rozczarowani. Tym razem jednak chciałabym pokazać coś lepszego.
Kiedy patrzę na BN obiektywnie jako wydarzenie bez wnikania w jego korzenie, to rozumiem, dlaczego ludzie je obchodzą. To, co tworzy niezaprzeczalny magnes tych świąt, to atmosfera. Dawno nie widziani członkowie rodziny spotykają się razem, odkładają na bok spory i kłótnie i spędzają czas w życzliwej, radosnej atmosferze. Jest wreszcie czas, żeby bez skrępowania śpiewać religijne pieśni, mówić o Ewangelii i wspominać najlepszego z tych, którzy chodzili po ziemi. Do tego dochodzą klimatyczne dekoracje, oświetlenie, najlepsze jedzenie i prezenty. Gdyby nie było tylko tej marketingowej otoczki kreowanej w sklepach na długo przed świętami, wygórowanych oczekiwań wobec wszystko zmieniającej magii świąt i nierówności społecznej, to mamy idealny scenariusz. Szkoda tylko, że całe to pragnienie społeczności, pojednania, bliskości i świętowania może być realizowane tylko w ciągu zaledwie dwóch dni w roku. Kiedy święta mijają, znowu powraca szarość życia i magiczna atmosfera się kończy. Czy koniecznie musi tak być? A co gdyby - powtarzając popularny slogan - święta trwały cały rok?
Oczywiście, że się da. Może nie każdego dnia, bo kiedyś też trzeba pracować, ale w Biblii jest otwarta droga do świętowania choćby raz na tydzień. Prawdziwe biblijne święto, ustanowione przez Boga, pobłogosławione i wręcz nakazane, aby o nim pamiętać, to szabat, czyli sobota. Więcej informacji o szabacie w Biblii można przeczytać w artykule „(Nie)zapomniany dzień”. A jak w praktyce wygląda świętowanie szabatu?
Jedno z ważniejszych zaleceń ogólnych brzmi tak:

"Jeśli powstrzymasz swoją nogę od przekraczania szabatu, aby nie wykonać swojej woli w moim świętym dniu; jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, dzień święty PANA – szanownym; jeśli go uczcisz, nie czyniąc swoich spraw ani nie wykonując swojej woli, ani nie mówiąc słowa próżnego; Wtedy będziesz rozkoszował się PANEM, a wprowadzę cię na wysokie miejsca ziemi i nakarmię cię dziedzictwem Jakuba, twego ojca. Tak bowiem powiedziały usta PANA.”
Iz 58,13.14

W tradycji żydowskiej świętowanie szabatu było skoncentrowane wokół głównej myśli: „radość z szabatu”. Szabat rozpoczynał się w piątek o zachodzie słońca i trwał aż do soboty do zachodu słońca. Na rozpoczęcie zapalano świece, zmawiano modlitwę i rozpoczynano wielką ucztę. Cały następny dzień był też okazją do jedzenia najlepszych potraw, spotkań z rodziną i przyjaciółmi, całkowitego odpoczynku od pracy i codziennych zajęć oraz studiowania Słowa Bożego i wspólnego nabożeństwa w synagodze (więcej informacji tutaj). Miałam okazję zobaczyć rozpoczęcie szabatu w Jerozolimie pod Ścianą Płaczu. Atmosfera świętowania była wszechogarniająca: ludzie śpiewali radosne pieśni, skakali i tańczyli. Potem udawali się do swoich domów razem z rodziną, żeby rozpocząć posiłek, ulice pustoszały zupełnie, a we wszystkich oknach widać było światła. I pomyśleć, że takie święto odbywa się co tydzień.

W moim domu (jesteśmy protestantami, adwentystami dnia siódmego) świętowaliśmy szabat podobnie. Ponieważ nie był on ustanowiony tylko dla Żydów, ale dla wszystkich ludzi przy stworzeniu świata, nigdzie nie został też zniesiony ani zmieniony na inny dzień, więc mamy prawo korzystać z radości świętowania szabatu bez żadnych zastrzeżeń. Piątek był dniem przygotowania: sprzątaliśmy dom, gotowaliśmy obiad na następny dzień i piekliśmy coś specjalnego. Kiedy zachodziło słońce przerywaliśmy wszystkie dotychczasowe zajęcia, odkładaliśmy niereligijne książki, filmy i gry. Był czas na śpiew i zazwyczaj nie kończyło się na jednej pieśni, ale był to cały koncert życzeń. Tata czytał fragment Biblii i wspólnie się modliliśmy. Po tym była tradycyjna adwentystyczna piosenka „Gdy Jezus jest w rodzinie tej” i składanie życzeń. Potem przechodziliśmy do kolacji, na którą było coś specjalnego, graliśmy w biblijne gry i quizy, czasem śpiewaliśmy dalej. Mieliśmy też specjalne zabawki przeznaczone do użytku tylko w szabat i to dla dzieci też sprawiało, że dzień był wyjątkowy. W sobotę rano jechaliśmy na nabożeństwo, a po nabożeństwie często odwiedzaliśmy przyjaciół na obiedzie albo jechaliśmy w przyrodę na wycieczkę. Kiedy zostawaliśmy w domu po południu, szliśmy też razem na spacer albo bawiliśmy się przed domem z rodzicami i wtedy musieli znaleźć dla nas czas. Szabat kończyliśmy także śpiewem, modlitwą i życzeniami dobrego tygodnia. Szabat był dla nas najlepszym dniem tygodnia, na który czekaliśmy z niecierpliwością. I chociaż czasami buntowaliśmy się przeciwko ograniczeniu codziennych rozrywek albo przygotowania i gonitwa pochłonęły gdzieś świąteczną, radosną atmosferę, to jednak moje nastawienie do szabatu się nie zmieniło. 

Widzicie pewne podobieństwa do świąt Bożego Narodzenia? W ogólnym zarysie niewiele się to różni. Może nie ma tylu dekoracji co tydzień i nie gotuje się dwunastu potraw, jak to jest w polskiej tradycji, ale jest dokładnie to samo, co przyciąga: atmosfera. Jest też religijny charakter, biblijne tło i społeczność. Oprócz tego jest coś więcej: obietnica szczególnego Bożego błogosławieństwa dla wszystkich zachowujących szabat. Jest też gwarancja, że data jest prawdziwa, pochodzenie jest wiarygodne i biblijne. Samo dobro, bez żadnych skutków ubocznych. 

Oczywiście chcę wyraźnie zaznaczyć: nie jestem wrogiem świąt i szanuję każdego, kto wybiera akurat ten dzień do wspominania narodzin Jezusa (lub chce go spędzić w rodzinnej atmosferze, motywacje mogą być różne). Zastanawia mnie jedna rzecz: dlaczego biblijnie wierzący chrześcijanie w moim kraju znający ideę szabatu i jego dobrodziejstwa decydują się na świętowanie dodatkowego dnia, którego Bóg wcale nie nakazał obchodzić i nie pobłogosławił go, a który wynika tylko z ludzkiej tradycji i wcale nie jest to kompromisem wobec inaczej wierzących członków rodziny? Lepsze nie jest wrogiem dobrego. Dlaczego jednak wybieramy coś, co jest zaledwie (lub nie do końca) dobre?

Na zakończenie zostawiam życzenia.

Drogi czytelniku, niezależnie od tego, czy obchodzisz te święta, czy nie, czy jesteś osobą wierzącą, czy nie, życzę Ci na kolejny rok wszystkiego, co dla Ciebie najlepsze, co da Ci spokój, radość, zadowolenie i satysfakcję. Obyś zawsze pragnął czegoś lepszego, niż teraz masz i znalazł to, co ma nieprzemijalną wartość. 



Komentarze